Miłość od pierwsz…ej rutyny:)

W sierpniu 2020 roku na radę pedagogiczną zawitały do nas dwie trenerki, a dyrektor poprosił kilku nauczycieli, żeby zastanowili się, czy nie chcą stworzyć zespołu wdrażającego nowy projekt w naszej szkole. Pomyślałam, że po pierwsze nie mam pojęcia co to jest to myślenie krytyczne (ale chętnie się dowiem), a po drugie, jak ja znajdę czas jeszcze na to, na coś nowego, nieznanego, dodatkowego. Sierpniowa rada pedagogiczna jest momentem, który mnie cieszy, bo wracam do pracy po wakacjach, ale  też przytłacza. Zadania, terminy, wyzwania, to podnosi poziom stresu. Jednak w miarę szkolenia spadał poziom stresu negatywnego, a rósł stres pozytywny, ten „wyzwaniowy”, ten który sprawia, że traktujesz to zadanie jak coś ciekawego do zrobienia, a nie jak kolejny trudny, przykry obowiązek, za który będziesz rozliczany. 

Kolejne minuty sprawiały, że moje wnętrze skakało z radości, bo przecież to wszystko, co tam słyszałam i robiłam było tak bardzo zgodne z moim podejściem do edukacji. Nie pamiętam, co napisałam w rutynie „widzę, myślę, zastanawiam się”, bo to ona była tą, która zapadła mi w pamięć. Nawet nie wiem, czy robiliśmy ją jako pierwszą, ale to, co nastąpiło później to była prawdziwa „miłość od pierwszej rutyny”. Szybko zaczęłam praktykować poznane rutyny na swoich lekcjach języka angielskiego i godzinach z wychowawcą. Mimo bardzo ciężkiego roku, w większości pracując online, krok po kroku pozwoliłam zagościć rutynom na moich lekcjach. A one rozgościły się na dobre. Uczniowie, zaczęli się z nimi zaprzyjaźniać. Niektórzy bez słowa sprzeciwu, inni zadawali pytania, po co to robimy? Czemu mamy pracować sami, skoro Pani mogła te treści nam po prostu podyktować? A ja patrzyłam na nich jak pracują i na tych, którzy się jeszcze opierają i nie mogą odnaleźć w tej nowej lekcyjnej rzeczywistości i miałam „ciary”, bo widziałam, że działa się zmiana! Otwierały się szufladki z kreatywnością, uczniowie pracowali razem, ci, którzy zazwyczaj nie mówili, zaczynali się ośmielać, ci, którzy nie wierzyli w siebie, zaczynali wierzyć. 

Jako koordynator zespołu w szkole, korzystałam z licznych spotkań online z innymi koordynatorami. Dzieliliśmy się doświadczeniami i wspólnie zastanawialiśmy nad problemami. Zadziwiło mnie pozytywnie, jak wspaniale można porozumiewać się bez oceniania, bez złośliwości, za to z wielkim zrozumieniem i uważnością. Myślenie krytyczne zakradło się także do mojego życia prywatnego. Zaczęłam przyglądać się sobie z uwagą, sobie jako żonie, mamie, koleżance, nauczycielce. Zaczęłam inaczej zadawać pytania. Zdecydowałam się na szkolenie trenerskie, podczas którego sięgnęłam głębiej, zrozumiałam lepiej, chociaż wiem, że nie wiem wszystkiego:)

Chcecie wiedzieć jak wygląda moja moja fascynacja teraz? Nadal mam motyle w brzuchu, ale mój związek z myśleniem krytycznym nabiera mocy. Czuję się już pewniej. Myślę o moich lekcjach dzień przed, ale także w samochodzie, jadąc do pracy. Wpadam na pomysły planując, ale także na pełnym spontanie. Ostatnio podczas godziny z wychowawcą, trzeba było poruszyć przykry temat robienia bałaganu w łazienkach i tego jaką ciężką pracą jest sprzątanie w nich. „Wyobraźcie sobie, że przez tydzień nie byłoby w szkole naszych Pań sprzątających” powiedziałam do mojej klasy. Zrobiliśmy gałązkę logiczną. Wnioski wyciągnęli sami. 

Wprowadzanie zmian jest bardzo trudne, bo wyrzuca nas z gładkiej wygodnej autostrady, na wertepy, gdzie nie wiadomo jak prowadzić, żeby nie skończyć na dachu. Jasne, że nie każdy lubi edukacyjne off roady, ale widząc z jakim zaangażowaniem, ekscytacją i efektywnością pracują teraz moi uczniowie, nawet ci, którzy lubią autostradę, nieśmiało pytają: To co wy tam pobicie na tym krytycznym myśleniu?